środa, 12 sierpnia 2009

Podróż bez końca

St Martin's, The Isles of ScillyImage via Wikipedia

Czy wiecie, jakie są trzy najpiękniejsze rzeczy na świecie?

Jak mówi stare powiedzenie w cornish (zanikający język celtycki używany na archipelagu Scilly na Atlantyku; wedle literatury tam Bóg przemawiał w cornish a diabeł po angielsku) są to: "Kobieta z dzieckiem, łódź z rozwiniętymi żaglami i łan zboża falujący na wietrze". Z "Podróży bez końca" dowiemy się również, dlaczego owa kraina uchodzić może za mityczne Wyspy Szczęśliwe, raj Hesperyd, Eden.

W swojej niezwykłej książce Claudio Magris wyprawia się na antypody, ale i do mikrokosmosów w niedalekim sąsiedztwie rodzinnego Triestu (ur. 1939). Przywołuje istrorumuńskich Cyncarów i Cziribirów, odwiedza w Los Angeles potomków słynnego kompozytora Arnolda Schönberga, współczesnych poetów w Wietnamie i groby perskich liryków w Iranie. Przecież - jak powiada - celem podróży są ludzie. I im, i krainom, które odwiedza, okazuje wielką czułość i wyrozumiałość, broniąc się przed pokusą łatwych sądów czy uproszczeń, choć wizyty bywają czasem krótkie, a rozdziały nieraz zaledwie kilkuakapitowe.
"Podróż bez końca" to zbiór 16 szkiców pisanych w ciągu ostatnich dekad (najstarszy, zresztą poświęcony Polsce, pochodzi z 1981 r.). Już sama dedykacja sprawia, że czytelnika przechodzi dreszcz: "Marisie oraz towarzyszom podróży, których kochałem i którzy dotarli już na miejsce". Bo - jak dowodzi autor - podróżowanie ma coś wspólnego ze śmiercią, lecz "jest również odwlekaniem śmierci, odkładaniem na jak najpóźniej przybycia na miejsce, spotkania z istotą rzeczy".

Ta erudycyjna książka (a w zasadzie książeczka - liczy zaledwie 130 stron, z czego 20 zajmuje pasjonująca odautorska przedmowa) jest bogata w literackie odniesienia. Magris sięga m.in. do Tassa, Dantego, Cervantesa, przywołuje Dostojewskiego i Manna, ale też cytuje pieśni i zwroty w języku istrorumuńskim, którym dziś mówi co najwyżej kilkaset osób. W drogę zawsze bierze książki, gdyż, jak wyznaje, "trudno mi podróżować bez papieru, bez książek, które można ustawić przed światem niczym lustro aby przekonać się, czy świat i jego odbicie pasują do siebie, czy też są ze sobą sprzeczne".

Jego "Podróż bez końca" jest kopalnią arcycelnych przemyśleń i pięknych metafor. Na przykład romańska katedra w szwedzkim Lund zyskuje miano "potężnej fortecy wiary", św. Ludwik Gonzaga to "śmiały żeglarz po niepojętym morzu egzystencji", monitory komputerów "ożywają niczym lampa Aladyna", zaś uważność staje się "pewną formą modlitwy". I właśnie pod piórem tego niezwykle uważnego podróżnika (podczas spotkania na ostatnich targach książki w Warszawie powiedział mi, że będąc w drodze, wieczorami pilnie robi notatki) nawet ograne miejsca, symbole turystycznego przemysłu, ukazują czytelnikowi jakże inne oblicze.

Jeden z moich ulubionych rozdziałów - "Pierwszy lot don Serafina" - opowiada o Wyspach Kanaryjskich. Ale jak! Oto widziane okiem Magrisa prastare draco, słynne smocze drzewo w Icod na Teneryfie: "To drzewo jest wielością; jest wieloma drzewami, jest górą, którą przecinają rzeki i wąwozy, jest twarzą przemieniającą się w tyle innych twarzy, gmatwaniną, grymasem i ironicznym uśmiechem metamorfozy".

Można by tak cytować i cytować. Niestety, pora kończyć. Bo, jak pisze Magris, "podróż, nawet najciekawsza, jest zawsze pauzą, ucieczką, doświadczeniem braku odpowiedzialności, odpoczynkiem od wszelkiego prawdziwego ryzyka".

Na szczęście tę wspaniałą książkę zawsze można mieć pod ręką.

Z Claudio Magrisem warto podróżować, choćby na papierze.

PS Claudio Magris, znany włoski pisarz, tłumacz i eseista, jest profesorem współczesnej literatury niemieckiej na uniwersytecie w Trieście, laureatem wielu prestiżowych nagród, m.in. Herdera i Erazma. Ośrodek Pogranicze w Sejnach uhonorował go niedawno tytułem Człowiek Pogranicza.

Claudio Magris: "Podróż bez końca", tłum Joanna Ugniewska, Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa 2009, s. 130, cena 32 zł

[http://wyborcza.pl]

Reblog this post [with Zemanta]

0 komentarze:

Prześlij komentarz