niedziela, 16 sierpnia 2009

LOT Polish Airlines, Boeing 767-25D/ER, Missis...Image by Ian Muttoo via Flickr

W zderzeniu w powietrzu dwóch myśliwców Su-27 w Rosji, zginął jeden pilot, a pięć osób zostało ranionych szczątkami samolotu. To nie jedyna katastrofa lotnicza, do jakiej doszło w niedzielę w Rosji. Dwie osoby zginęły w katastrofie samolotu szkoleniowego Jak-52. Natomiast we włoskim Rimini awaryjnie lądował Boeing rosyjskich linii lotniczych.

Do katastrofy myśliwców doszło w pobliżu miasta Żukowskij pod Moskwą. Tutaj trwają przygotowania do otwarcia Międzynarodowego Salonu Lotniczego i Kosmicznego, stąd też częste próbne loty rosyjskich samolotów. Maszyny zderzyły się właśnie podczas jednej z takich prób.

Dwa Su-27 zderzyły się w powietrzu nad lotniskiem Ramienskoje. Wszyscy trzej piloci zdążyli się katapultować, jednak jeden z nich nie przeżył katastrofy. Obie maszyny runęły na ziemię w pobliżu lotniska. Agencja RIA-Nowosti poinformowała, że śmiertelną ofiarą kolizji jest 45-letni Igor Tkaczenko, dowódca elitarnej grupy pilotażowej "Rosyjscy Witezie". Uważany za jednego z najlepszych pilotów w Rosji. Latał na samolotach L-29, MiG-21, MiG-29, Su-27 i Su-35, a także na Mirage-2000 i F-16.

Rosyjski MON potwierdził śmierć pilota. - Próbował się katapultować. Jego ciało znaleziono obok spadochronu już na ziemi - relacjonował z Moskwy korespondent TVN24 Andrzej Zaucha.

Spadły na wioskę, są ranni

Dziennikarz relacjonował również moment katastrofy.
- Samoloty miały za zadanie przegrupować się w pewnym momencie. Jeden z pilotów został z tyłu i próbując dogonić całą grupę. Najwidoczniej przyspieszył zbyt mocno - mówił Zaucha. Korespondent ocenił, że "być może dostał się w strumień powietrza silnika". - Samolot rzuciło w bok i uderzył w sąsiednią maszynę - opowiadał.

Jeden z samolotów spadł na pole w rejonie wsi Tiażino, a drugi - na działki letniskowe w miejscowości Bojarkino koło miasta Żukowski. W tym drugim miejscu maszyna runęła na trzykondygnacyjny dom. Pięć osób zostało rannych. Stan jednej z nich lekarze oceniają jako bardzo ciężki.

Rycerze się zderzyli

Myśliwce, które się zderzyły, należały do elitarnej grupy pilotażowej "Rosyjscy Witezie". Loty próbne odbywała też inna, słynna grupa pilotażowa - "Jerzyki".

W chwili katastrofy w powietrzu znajdowało się 9 maszyn - pięć Su-27 i Su-30 z "Rosyjskich Witezi" oraz cztery MiG-29 z "Jerzyków".



Trenowali przed salonem


Po tym, jak doszło do katastrofy loty zostały wstrzymane. Jednak jak zapowiedziała dyrekcja MAKS-2009 zapowiedziała, wypadek nie wpłynie na przebieg salonu - loty wkrótce zostaną wznowione.

Su-27 to zazwyczaj jednomiejscowy myśliwiec przewagi powietrznej. Jednak np. w wersji szkolno-bojowej tego samolotu - Su-27UB w kabinie mieści się dwóch pilotów.


Czarna niedziela

W niedzielę doszło też do drugiej katastrofy - rozbił się samolot szkoleniowy Jak-52. O wypadku poinformowało rosyjskie Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych.

Do katastrofy doszło w pobliżu miejscowości Gurjewo, w obwodzie kałuskim, ok. 100 kilometrów na południowy zachód od Moskwy.

Maszyna spadła wkrótce po starcie z lotniska Bragino. Na ziemi nikt nie ucierpiał.


Awaria Boeinga

Także w niedzielę samolot Boeing 757-200 rosyjskich linii lotniczych Vim-Avia musiał awaryjnie lądować we włoskim mieście Rimini. Maszyna musiała przerwać lot po tym, jak na wysokości kilku tysięcy metrów zapalił się jeden z silników. Na szczęście nikomu nic się nie stało.

[http://www.tvn24.pl]


Reblog this post [with Zemanta]

Podróże kulinarne - Słowenia. Pijana świnia, gibka sarna

0 komentarze

Description unavailableImage by _Blaster_ via Flickr

Ten niewielki kraj oferuje ponad 1200 narodowych specjałów kulinarnych

W dawnych czasach na ziemiach obecnej Słowenii co innego jadało się na plebanii, w wojsku czy wśród wiejskich najmitów. Także regiony i mniejszości narodowe miały (i mają) swoją specyfikę. Pierwsza książka kucharska w języku słoweńskim "Kuharske bukve" ukazała się dokładnie 210 lat temu. Tłumaczenia z niemieckiego dokonał wydawca Valentin Vodnik, ksiądz, poeta, filozof i wielbiciel dobrego jedzenia. Zawiera receptury ponad 300 dań, a także rady kucharskie, opisy naczyń i produktów.

***

Na Nizinie Panońskiej i na Istrii znakomicie dojrzewa pršut - suszona na wietrze wieprzowa szynka (przypomina włoskie prosciutto). Golonki, sznycle, placki ziemniaczane czy jabłkowy strudel dominują wzdłuż granicy z Austrią. Okolica Murskiej Soboty słynie z gulaszowej zupy, bograczy, tłustych naleśników, rybnych polewek i ostrej czereśniowej papryczki dodawanej prawie do wszystkiego. Królową wypieków jest gibanica - cienkie warstwy ciasta kilka razy przekładane nadzieniem z maku, orzechów włoskich, jabłek i sera (prekmurska gibanica i szynka zdobyły certyfikat produktu regionalnego UE). Bela Krajina i Primorska szczycą się tysiącletnią tradycją przygotowywania baraniny i mięsa koziego.

Jako wyjątkowo treściwą odebrałem kuchnię z Gorenjskiej Doliny. Przygotowywana tam prata to kilogram rozdrobnionej głowizny, wymieszanej z kawałkami białego chleba, garścią czosnku, skrojoną wielką cebulą, pietruszką i przyprawami. Masę uzupełnia się jeszcze 25 jajami i wieprzowym tłuszczem. Upieczony w foremce specjał kroi się potem jak chleb (trzy plastry to całodzienny posiłek). Z okolic Gorenja zapamiętam też intrygujące nazwy: pijana świnia, pijana baba, gibka sarna. W Idriji smakowały mi žlikrofi - maleńkie pierożki z rozmaitym nadzieniem. Briško ujęło mnie pulchną, złocistą polentą okraszoną kawałkami podsmażonej domowej kiełbasy. Wielkie pierogi wypełnione farszem z aromatycznych żeberek (budle) popijałem czerwonym wytrawnym winem w Posoeju. Istria to ryby, owoce morza, zupa z kałamarnicy, trufle i nalewki ze zbieranych tu owoców.

***

Z maleńkim regionem Prekmurje kojarzą mi się mączne dania, dużo pieczywa, tłuste ciasta, smalec, gulasz, czereśniowe destylaty i białe wina. Kawałek ziemi wciśnięty między Austrię, Węgry i Chorwację od reszty kraju oddziela rzeka Mura, lewy dopływ Drawy. Prawie tysiącletnia zależność od Węgier ukształtowała odrębność regionu trwającą do dziś. Tu ludzie zawsze ubierali się inaczej niż w głębi kraju, mówili nieco innym językiem i co innego kładli na stół. Jeszcze na początku XX w. panowała tu bieda. Na przednówku jadano żołędzie, liście mniszka, brukiew i pokrzywę.

Trwający od II wojny światowej cywilizacyjny awans Słowenii widać także w kuchni. Dziś wszystkich, nawet na co dzień, stać na pogacze, gundel palacsinta, bogracz, perkelt, leczo i torcik Sachera. Jada się tutaj nie tylko dania typowe dla tradycji węgierskich sąsiadów. Modne staje się prowadzenie kuchni uniwersalnej, pełnej różnorodności i nowinek ze świata.

Z Prekmurja pochodzi najbardziej znana gibanica (produkt regionalny chroniony certyfikatem UE), ciasto dość pracochłonne, bogate w składniki i bardzo kaloryczne.

Najpierw robimy (lub kupujemy gotowe) ciasto francuskie, a następnie przygotowujemy cztery różne nadzienia do przełożenia warstw: makowe (szklankę maku zalanego gorącym mlekiem mielemy, dodajemy trzy łyżki cukru lub miodu, jajko, słodką śmietanę i szczyptę wanilii), serowe (dwie kostki homogenizowanego sera ucieramy z czterema łyżkami cukru, jajkiem i słodką śmietanką, dodając rodzynki i budyń śmietankowy w proszku), orzechowe (szklankę zmielonych orzechów włoskich mieszamy z czterema łyżkami miodu, cukrem waniliowym i szczyptą cynamonu, dodając pół szklanki mleka), jabłkowe (pół kg obranych i pokrojonych w cienkie plastry jabłek gotujemy ok. 10 min z czterema łyżkami cukru lub miodu, startą skórką z jednej cytryny i szczyptą cynamonu).

Po upieczeniu ciasta francuskiego, na wystudzony spód kładziemy nadzienie makowe, przykrywamy płatem ciasta i smarujemy roztopionym masłem - tak samo robimy z kolejnymi nadzieniami, wierzchni płat ciasta polewamy połową szklanki śmietany. Pieczemy ok. godziny w temperaturze 170 st. C.

***

Kilka dni warto spędzić w dolinie Vipavy, kameralnym zakątku słoweńskiej prowincji - godzina jazdy z Lublany w kierunku południowo-zachodnim. Vipavski ser twardy, pikantna jota (suszona w słońcu szynka) i orzechowa struklja zawsze będą mi ją przypominać. Od kwietnia do listopada bez przerwy można tu coś smacznego wykopać, ściąć, zebrać, zerwać i rozłupać. Warunki dojrzewania winogron są podobne do tych w Burgundii i Toskanii. Merlot, cabernet, chardonnay, a obok nich rodzime szczepy: zelen, malvasia, rebula. Ponoć już za czasów Napoleona Francuzi znali i cenili tutejsze dionizjaki. Vipavska Winna Droga liczy ponad 50 winnic, farm, gospodarstw agroturystycznych i piwnic. Niektóre rody zajmują się produkcją win od ponad dwustu lat. Degustując je można też skorzystać z domowej kuchni, wynająć rowery czy konie wierzchowe, a dzieci wysłać na place zabaw. Już za ok. 30 euro od osoby na dobę zjemy dwa posiłki, skosztujemy kilku gatunków win i nalewek oraz zanocujemy.

[http://wyborcza.pl]

Reblog this post [with Zemanta]

Podróże jak życie - pełne pieprzu i wanilii

0 komentarze

Orchestrated cloudscape (36850003)Image by Shutterhack via Flickr

O pięknie świata i uśmiechu, z Elżbietą Dzikowską, znaną podróżniczką rozmawia s. Ines Krawczyk MChR

Pani przygoda z podróżami rozpoczęła się już w szkole i trwa do dziś. Czy podróże mają w sobie coś z magnesu - jak się rozpocznie, to nie można skończyć?

- Oczywiście. Jest to magnes, więcej, to choroba od której wyzwolić się nie można. U prawdziwego podróżnika ciekawość świata nigdy nie wygasa, a wręcz jest pobudzana, ponieważ ciągle narasta chęć poznawania coraz to nowych miejsc. Podróże są najlepszymi uniwersytetami. Można na nich skończyć różne wydziały, choćby archeologię, politologię, geografię, językoznawstwo, religioznawstwo i historię sztuki.

Jak długo przygotowuje się Pani do podróży i jak duża jest ekipa, z którą wyrusza Pani w drogę?

- Kiedy pracowałam w redakcji miesięcznika "Kontynenty", jako dziennikarz kierujący działem Ameryki Łacińskiej, podróżowałam sama. Później razem z mężem Tonym Halikiem. Robiliśmy wtedy filmy "Pieprz i wanilia". Później z przyjaciółmi lub z biurami podróży. Kilkakrotnie nawet sama prowadziłam wyprawy. Najbardziej lubię podróżować w małej grupie, ponieważ wtedy można się wymieniać doświadczeniami, można się razem zachwycać, nawzajem sobie pomagać, a później można razem wspominać.

Zwiedziła Pani wiele miejsc naszego globu. Czuje Pani nadal uczucie niedosytu?

- Oczywiście, niedosyt ciągle tkwi we mnie i chyba nigdy się nie wyczerpie. Na szczęście jest jeszcze wiele miejsc, których nie zwiedziałam. Niedawno wróciłam z Gabonu, który jest niezwykle interesujący i zupełnie nieturystyczny. Jest tam dżungla pokrywająca 80 proc. kraju, mnóstwo zwierząt, a przede wszystkim ludzie z niezwykle ciekawymi obyczajami. We wrześniu wybieram się na Madagaskar tropem Arkadego Fiedlera. Mam nadzieję, że zobaczę nie tylko lemury, sławną aleję baobabów, ale poznam ciekawych ludzi i przywiozę stamtąd coś nowego do Muzeum Podróżników im. Tonego Halika w Toruniu - do którego serdecznie zapraszam. Mamy tam dość pokaźną ekspozycję ze zbiorów, którymi ilustrowaliśmy programy "Pieprz i wanilia". Postanowiłam, że muszę dotrzeć jeszcze w wiele miejsc, żeby ubogacić te zbiory, a przez to żeby zachęcić szczególnie młodzież do podróżowania i poznawania świata. To ważne, żeby poznawać świat, żeby porównywać go z tym, co mamy u siebie w kraju, wyciągać z tego korzyści, uczyć się szacunku dla ludzi i empatii.

Wielką sztuką jest odnalezienie piękna w prostocie, a Pani potrafi odnajdywać je bezbłędnie. Jaki jest na to sposób?

- Niejako z zawodu jestem estetką, bo jestem historykiem sztuki. Zatem mam nie tylko serce ale i oko wyczulone na piękno. Uważam, że sztuka powinna być piękna, także sztuka filmowa. Kadry powinny być wysmakowane, bo tylko wtedy kształtujemy wrażliwość odbiorców, wyczulamy ich na piękno i dobro.

Przygotowała Pani dla nas tysiące zdjęć, filmów, reportaży? Czego nie dało się w nich pokazać?

- Chyba nie ma czegoś takiego, czego nie udało mi się pokazać. Owszem, nie chciałam pokazywać tego, co brzydkie, a więc zbrodni i krwi. Razem z mężem chcieliśmy zainspirować naszych widzów do życzliwości dla świata. Staraliśmy się pokazywać świat od dobrej strony, ale nie unikaliśmy scen, na których była bieda i nieszczęścia - bo takie przecież jest życie. Dbaliśmy jednak o to, żeby nie epatować zbrodnią i przemocą.

Podróż, do której zawsze wraca Pani pamięcią?

- To podróż do Vilcabamby, ostatniej stolicy Inków. Była to podróż odkrywcza, która pozwoliła nam dotrzeć do zagubionej w dżungli ostatniej stolicy Inków, do której nie było łatwo trafić. Mój przyjaciel, nieżyjący już prof. Edmundo Guillen odnalazł w Archiwum Indiańskim w Sewili listy żołnierzy hiszpańskich, którzy brali udział w podboju Vilcabamby i opisywali trasę. Więc tropem tych listów udało nam się trafić do Vilcabamby i udowodnić, że to miejsce jest dawną stolicą Inków. Napisałam książkę na ten temat, zrobiliśmy filmy i stało się to moją przepustką do członkostwa w The Explorers Club. Ostatnie dni tej podróży przemierzaliśmy na koniach i mułach. Spadłam wtedy z konia, który ciągnął mnie kilkadziesiąt metrów z nogą w strzemieniu. Na szczęście od strony skały, a nie przepaści. Mój mąż z przerażenia nie zrobił mi wtedy zdjęcia, czego później ogromnie żałował.

Mówi się że podróże kształcą - czego Pani uczą?

- Przede wszystkim tolerancji, empatii i szacunku dla innego człowieka, dla jego przekonań, i dla jego obyczajów. Moim zdaniem najważniejsza jest tolerancja, bo inaczej świat dochodzi do niepotrzebnych konfliktów.

Wiemy, że oprócz wszystkich krajów, które Pani zwiedziła - tych bliskich i dalekich, kocha pani także nasze Polskie Bieszczady. Czym zasłużyły sobie na to?

- Przede wszystkim przyrodą, która jest tam jeszcze dzika. Bieszczady są piękne. Widać z nich Ukrainę, Słowację, a czasami nawet Taty. Szczególnie zapraszam do odwiedzenia ich jesienią, kiedy złocą się jawory a buki czerwienią... A w zimie, nawet jeśli wszędzie jest plucha, to tam jest słońce i śnieg. Tam też właśnie spędzam zawsze Święta Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Jestem honorowym obywatelem Ustrzyk Górnych, mieszkam w Hotelu Górskim - tam mam pokój z widokiem na Połoninę Caryńską.

Z powodu odbytych tak licznych podróży ma Pani trochę pewnie "podzielone serce". W której części świata mieszka jego największy "kawałek"?

- Niewątpliwe w Bieszczadach. Choć lubię także Międzylesie, miejsce, w którym mieszkam - jest to moje miejsce na ziemi. Wyjeżdżam chętnie, ale powracam z jeszcze większą ochotą. A tak naprawdę to cała Polska jest piękna. Dlatego zachęcam moich czytelników aby ją zwiedzali. Polska pełna jest fantastycznych regionów, zabytków oraz ludzi z pasją. Teraz w lecie szczególnie namawiam do wędrowania po różnych szlakach, a to po szlaku Piastowskim, godnym pielgrzymki narodowej, a to po najdłuższym pasku Polski czyli Półwyspie Helskim, a to po szlaku tatarskim z meczetami w Bohonikach i Kruszynianach. Warto też zajrzeć do Puszczy Białowieskiej. Oczywiście zapraszam na Dolny Śląsk, na którym jest więcej pałaców i zamków niż nad Loarą. Polecałabym także szlak architektury drewnianej, kościoły i cerkiewki pełne starych, pięknych polichromii. Warto także zajrzeć do Torunia. To przepiękne miasto, zachowało swoją substancje średniowieczną, w rozplanowaniu ulic przepiękne stare kamieniczki, a także najpiękniejszy ratusz gotycki na świecie. Polskę naprawdę warto zwiedzać!

W swoim albumie "Uśmiech świata" przekonuje nas Pani, że ziemia jest planetą ludzi uśmiechniętych, a przecież w swoich podróżach niemal dotykała Pani cierpienia i niesprawiedliwości. Zatem dlaczego uśmiech?

- Uśmiech to najlepszy język międzynarodowy, najkrótsza droga do serca i najpiękniejszy podarunek. Dając uśmiech dajemy tak wiele i nie tracimy nic. Poza tym uśmiech przypomina nam starą zasadę, że najważniejsze jest: BYĆ, a nie: mieć. Staram się więc promować uśmiech. Oprócz albumu, o którym mowa, przygotowałam także wystawę pt.: "Uśmiech świata". Odwiedziła ona już wiele miast Polski. Jest to wystawa plenerowa, ale i w takim mniejszym formacie, powędrowała do galerii i muzeów. Uważam, że Polacy za mało się uśmiechają, chciałam więc im to zaproponować, pokazując że w krajach biednych, zwłaszcza w Azji południowo-wschodniej ten uśmiech częściej gości na twarzach jej mieszkańców.

Życie każdego z nas, to wielka podróż - w jednym kierunku, choć różnymi "środkami". Jak iść przez nie, żeby nie zabłądzić i nie przegapić piękna świata?

- Myślę, że należy iść prosto. Trzeba być szczerym, otwartym na ludzi i na świat, na jego urodę ale i na jego bolączki, żeby im zapobiec.

[http://fakty.interia.pl]
Reblog this post [with Zemanta]

Pyrzowice stawiają na samoloty transportowe

2 komentarze

Wizz AirImage by robinhamman via Flickr

Lotnisko w Pyrzowicach nie chce już ścigać się o pasażerów z krakowskimi Balicami. Zamiast tego zamierza budować nowe hangary i magazyny zdolne obsłużyć największe transportowe samoloty świata. Czy bazy cargo okażą się strzałem w dziesiątkę?

Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze jeszcze w tym roku ogłosi przetarg na projekt nowego terminalu. Ale tym razem nie będzie to budynek dla pasażerów, ale największa w Polsce baza przeładunkowa, tzw. cargo. Ma kosztować około 16 mln euro i powstać do 2013 roku. Nowe hangary, magazyny i parkingi dla ciężarówek zlokalizowane zostaną po drugiej stronie terminalu pasażerskiego. Lotnisko już zarezerwowało potrzebne do rozbudowy grunty.

- Prawie 60 proc. potrzebnych pieniędzy wyłoży Unia Europejska - mówi Cezary Orzech, rzecznik Pyrzowic.

Choć o bazie cargo mówiło się w Pyrzowicach od dawna, zawsze kończyło się tylko na planach. Najpierw powodem był fatalny dojazd do lotniska - krętymi, nieoświetlonymi drogami - potem, gdy powstała już nowa droga ekspresowa, brak pieniędzy.

Ale teraz władze GTL-u doszły do wniosku, że nie ma już co przeciągać decyzji o rozbudowie lotniska. W Pyrzowicach, podobnie jak w innych portach w kraju, systematycznie maleje bowiem liczba pasażerów. Nie pojawiają się nowe linie, a gdy uruchamiana jest nowa trasa, to równocześnie zamyka się jakąś starą. Baza cargo ma otworzyć nie tylko nowe możliwości zarabiania pieniędzy, ale też pozwolić wykorzystać świetne położenie geograficzne Pyrzowic: z dala od aglomeracji. Coś, co dla pasażerów jest sporym utrudnieniem, dla firm transportowych może być atutem. Samoloty transportowe będą mogły latać nawet w nocy, nie budząc mieszkańców.

Nawet planowana rozbudowa pasa startowego i zwiększenie jego długości z 2,8 do 3,8 km prowadzone będzie bardziej z myślą o samolotach transportowych niż pasażerskich. Już teraz w Pyrzowicach mogą lądować największe transportowce świata, m.in. ukraiński AN-255 Mrija. Jednak by taki kolos mógł dziś bezpiecznie wystartować, może zatankować tylko połowę paliwa lub zabrać na pokład połowę ładunku. Po rozbudowie pasa problem zniknie i nawet takie olbrzymie samoloty transportowe będą mogły lądować i startować z pełnym obciążeniem.

- Dziś docierają do nas tylko przesyłki kurierskie, a chcemy, aby powstała tu baza umożliwiająca transport towarów w specjalnych kontenerach. To szansa na pojawienie się nowych, wyspecjalizowanych linii - mówi Orzech i wskazuje potencjalnych zainteresowanych: duże fabryki, które powstały w specjalnej strefie ekonomicznej. Choć już dziś zdarza się, że części do gliwickiego Opla czy fabryki Isuzu w Tychach przylatują samolotami do Pyrzowic, wciąż są to jednak sporadyczne przypadki. - Mamy nadzieję, że gdy na lotnisku powstanie nowa infrastruktura, zwiększy się też ruch transportowy - mówią w GTL-u.

Paweł Cybulak, szef specjalistycznego portalu Pasazer.com, twierdzi, że plany Pyrzowic mogą okazać się strzałem w dziesiątkę. - Pamiętajmy, że również transport samolotowy zapewnia lotnisku spore zyski. W sytuacji gdy Wizz Air, największa linia w Pyrzowicach, nie uruchamia już tylu nowych kierunków co kiedyś, to może być dobre uzupełnienie ruchu pasażerskiego - ocenia Cybulak.

Ale przedstawiciele firm, z którymi rozmawialiśmy, studzą nieco ten zapał. Transport powietrzny jest bowiem wciąż dużo droższy, niż przewożenie towarów ciężarówkami czy koleją. Dlatego nawet największych potentatów nie zawsze stać na wynajęcie samolotów. - Zdecydowaliśmy się na to raz, gdy musieliśmy sprowadzić części z Argentyny do produkowanej w Tychach sieny - mówi Bogusław Cieślar, rzecznik Fiat Auto Poland.


[http://miasta.gazeta.pl]
Reblog this post [with Zemanta]

środa, 12 sierpnia 2009

Uwaga: Polak na wakacjach!

0 komentarze

Nie ma miejsc w samolocie, wybrany hotel nie istnieje - nie ma się czemu dziwić, że turysta zaskarża biuro podróży. Czy jednak nie za bardzo się przyzwyczajamy do narzekań? Polacy są w stanie skarżyć biuro za to, że w Szwajcarii pilot nie pokazał im fioletowej krowy z reklamy Milki albo że dostali większy pokój zamiast mniejszego.

Jeden z rezydentów na Cyprze, Marcin Serwacki opowiadał jak para zwróciła się o odszkodowanie, bo zamiast pokoju dwuosobowego dostała trzyosobowy . Marek Pawłowski, pilot wycieczek, też miał do czynienia, jak to nazywa, z kompleksem Polaka, "który przecież zawsze ma gorzej”. Na promie pewne małżeństwo miało wykupioną kajutę wewnętrzną, ale że nie było dużo pasażerów, to dostało zewnętrzną, z oknami. Pan się jednak bardzo zdenerwował, że w tej kajucie się nie składają łóżka, a przecież fakt, że w wewnętrznych kabinach się składały, było wynikiem wyłącznie minimalnych rozmiarów pomieszczenia.

Czy naprawdę nie możemy sobie pozwolić na odrobinę luksusu? Nawet jeśli nie musimy za to płacić? Sama się na to nacięłam. Wykupiliśmy wycieczkę do Turcji, w pakiecie miałam hotel trzygwiazdkowy, a okazało się, że nie ma dla nas w nim miejsca i zakwaterowali nas w hotelu obok. Nawet z zewnątrz wyglądał lepiej, ale co jak co, Polak umie walczyć o swoje. Trzy dni z rzędu chodziłam do mojego niedoszłego hotelu z groźbami, aż w końcu poskutkowało, pokój się znalazł, ale czy byłam bardziej zadowolona, że śmierdziało na korytarzu i ciekła klimatyzacja?

Czasem po prostu jesteśmy niezadowoleni z tego, że w ogóle wybraliśmy się na wycieczkę do danego miejsca. Czy można na Krecie narzekać na cykady i przyrównywać je do rżniętej blachy? Czy można w Egipcie narzekać na nadmiar Arabów? A w Tunezji na brak wieprzowiny i odgrażać się, że od tej pory bez prosiaka ani rusz! Owszem muzułmanie nie jedzą mięsa wieprzowego i go nie serwują, ale szwedzki stół w ich wykonaniu to naprawdę wspaniała uczta.

Niekiedy można wnieść skargę po prostu dla zasady. Pewna pani poskarżyła się, że deszcz padał. Innym razem ktoś miał pretensje do rezydenta, że chodzi w kurtce z kapturem - w biurze do tej pory nie wykombinowano, dlaczego komuś to przeszkadzało. Marek wspomina, jak w Grecji prom miał duże opóźnienie i jeden pan z jego grupy to skomentował: - Gdybym był na tej wycieczce z niemieckim biurem podróży, prom by się na pewno nie spóźnił. Lecz Polak nie zauważył, że obok stały i czekały autokary z turystami z Holandii, Szwecji, jak również z Niemiec.

Marek przytacza historię o tym, jak pewnego razu przewodnik opowiadał o Atenach, a jeden ze słuchaczy przerwał mu kulturalnie słowami: - Wie pan, pan tak opowiada nam o tej historii, i tak ładnie nawet, ale w końcu może nam pan coś powie o Domestosie?! A przewodnik po chwili konsternacji odpowiedział: na środkach czystości to ja się nie znam, ale jeśli panu chodzi o słynnego mówcę Demostenesa, to zaraz będę o nim mówił.

W Portugalii grupa turystów spotkała się, by omówić plan wycieczek fakultatywnych. Jeden z uczestników na wszystko kręcił nosem, padło pytanie: - Czy pan jedzie do Lizbony? - Nie, czy za jednym razem mam zobaczyć cały świat? Zresztą, co ja będę jeździć, jeśli ja Ojcowa jeszcze nie widziałem.

A czego nie zrobią turyści, żeby w autokarze siedzieć z przodu, tam gdzie jest najwięcej miejsca. Marek opowiada o dziewczynie, która przyszła z nogą w gipsie. Rzekomo złamała ją dwa dni wcześniej, jednak okazało się, że zrosła się na następny dzień, z końcem podróży autokarem.

Co jest jeszcze niestety bardzo polskie? Skąpstwo. Jeżdżą na "lasty” (last minute), a oczekują hoteli pięciogwiazdkowych. - Lubię być obsługiwany, ale nie lubię płacić napiwków, przecież już było płacone - to bardzo nagminne dla Polaków - mówi Marek. Kolejna kwestia to wynoszenie jedzenia z bufetów. Kucharze się skarżą, że na śniadanie schodzi więcej chleba dla polskiej grupy niż dla całego hotelu, wynoszą kanapki w kieszeniach i torebkach. Mogę się jednak założyć, że piloci wycieczek z innych krajów są karceni za to samo. Sama widziałam, że nie tylko Polacy wychodzą z hotelowych restauracji z wypchanymi kieszeniami.

I kolejna bardzo charakterystyczna sprawa. Polak jest naprawdę dumny ze swojego języka. W jakimkolwiek kraju by nie był, towarzyszy mu przeświadczenie, że co jak co, po polsku to on się dogada wszędzie. Nikt nie rozumie? W porządku, powtórzy trochę głośniej. A im dłużej próbuje, tym mówi jeszcze głośniej i wyraźniej, najlepiej dzieląc na sylaby. I-LE KO-SZTU-JE TA TO-REB-KA?, sprzedawca kręci z niezrozumieniem głową, a nasz rodak nie traci animuszu, przecież jak trochę SZE-RZEJ otworzy U-STA, to wtedy sprzedawca na pewno go zrozumie! Jak się przekonał Marek, wcale to nie takie niemożliwe. Na wycieczce w Chinach swoim słabym chińskim wspomagał polską turystkę w dogadaniu się z taksówkarzem, gdzie ma jechać. Marek próbował, ale półchiński to nie to samo co chiński i "malutki człowieczek” go nie rozumiał. Wtedy zniecierpliwiona Polka wysyczała do kierowcy: - k...wa, no mówię ci napie...alaj na tę ulicę, co to ja mam cię tu uczyć jak jeździć po Szanghaju k...wa? I pojechał, i trafił.

[http://wiadomosci.wp.pl]

Reblog this post [with Zemanta]

Czy można lecieć samolotem w czasie ciąży

0 komentarze

masks offImage by cambiodefractal via Flickr

W czasie ciąży można podróżować samolotem najlepiej w II trymestrze. Nie należy jednak wybierać się w dalekie podróże po 36 tygodniu ciąży. Początkowy okres ciąży także nie jest wskazany, z powodu nudności, złego samopoczucia oraz ryzyka omdlenia.


Dr n. med. Krzysztof Arciszewski, specjalista ginekologii i położnictwa, uważa, że w podróż lotniczą kobieta w ciąży nie powinna wybierać się przed 12 tygodniem. W tym okresie bowiem ryzyko poronienia jest największe. Z kolei po 36 tygodniu istnieje ryzyko przyspieszenia porodu w czasie lotu.
Kobiety w ciąży powinny raczej zrezygnować z podróży do krajów tropikalnych lub miejsc z dala od opieki medycznej.
Przed podróżą należy pamiętać o wykupieniu polisy ubezpieczeniowej, które w razie powikłań pokryje koszty medyczne. Firmy ubezpieczeniowe z reguły gwarantują opiekę medyczną nad ciążą do 28. tygodnia. W podróż należy także zabrać kartę ciąży wraz z niezbędnymi danymi, takimi jak termin porodu, grupa krwi, kontakt do lekarza prowadzącego.
W czasie lotu pas bezpieczeństwa należy umieścić poniżej brzucha i zapiąć na wysokości uda. Warto też zająć miejsce przy przejściu i spacerować co pół godziny. Trzeba też pić dożo wody.

Nie należy lecieć samolotem po 37 tygodniu ciąży. W tym okresie istnieje duże ryzyko wystąpienia samoistnego porodu. Ponadto większość linii lotniczych nie zezwala kobietom po 36 tygodniu ciąży na podróż. W przypadku ciąży bliźniaczej nie należy latać po 33 tygodniu.



[http://www.air-europa.pl]
Reblog this post [with Zemanta]

Jak kupić bilet na samolot

0 komentarze

Rapid Penang Ticet version 1Image via Wikipedia

Zanim przystąpisz do kupna biletu przeanalizuj kilka spraw.

Kiedy planujesz wylot? Termin wykupu.

Im wcześniej zamówisz bilet tym lepiej. Choć nie zawsze ta zasada się sprawdza. Rozpocznij poszukiwania, od momentu, kiedy znasz już termin podróży.

Sezonowość.

Najczęściej cena zależy od dnia/miesiąca wylotu, który wpisany jest w dany sezon. Tzw. „low season” , to okres kiedy ruch lotniczy jest bardziej martwy i linie lotnicze kuszą potencjalnych pasażerów rozmaitymi promocjami. Tzw. „high season” , to czas kiedy przemieszczamy się najczęściej, czyli w lipcu, sierpniu oraz w czasie Świąt Wielkanocnych i Bożego Narodzenia czy Sylwestra.

Bądźmy elastyczni.

Często okazuje się tak, że wystarczy przesunąć podróż o jeden dzień w przód lub w tył i zyskujemy nawet do kilkuset złotych.

Rezerwacja

W momencie wystawienia biletu ponosimy już wszystkie konsekwencje, które niosą warunki zastosowanej taryfy. Ewentualna rezygnacja z podróży (często surowo karana). Rezerwacja jest przede wszystkim gwarancją utrzymania danej ceny za dany odcinek podróży. Bez rezerwacji, nie możemy być pewni, że w danym terminie polecimy za przykładowe 1000 zł, bo kiedy wreszcie zdecydujemy się na kupno może okazać się, że ktoś był szybszy i "sprzątnął" nam nasze miejsce. Ważne jest zarezerwowanie miejsc na konkretne nazwiska pasażerów, którzy faktycznie będą lecieć.

Podróż w obie strony czy w jedną?

Najczęściej znacznie bardziej opłacalne jest wykupienie biletu w obie strony niż w jedną. Bez względu na to, czy wsiądziemy do powrotnego samolotu, czy nie. Warto sprawdzić, czy bilet nie okaże się tańszy, jak założymy jedna rezerwację na wylot i drugą (osobną) na powrót.

Płatności

Najczęściej przelew bankowy, bądź kartą kredytową. W tytule przelewu należy wpisać imię i nazwisko Pasażera(ów) oraz numer rezerwacji.

Dostarczenie biletu lotniczego

Bilety lotnicze tzw. "papierowe" doręczane są pod wskazany przez Klienta adres w formie przesyłki kurierskiej. Bilety lotnicze tzw. "elektroniczne" dostarczane są za pomocą e- mail, na adres wskazany przez klienta lub faksem, na numer wskazany przez klienta. Na wyraźne polecenie klienta bilety elektroniczne w formie drukowanej dostarczamy pod wskazany adres na takich samych zasadach jak bilety papierowe.

[http://www.turystyka24h.pl]
Reblog this post [with Zemanta]

Praca w USA - szansa na wakacje marzeń

0 komentarze

NYC - Bank of New York BuildingImage by wallyg via Flickr

Okazuje się, że praca w USA jest realną propozycją dla każdego studenta i wbrew pozorom zdobycie jej wcale nie musi graniczyć z cudem. Jeśli weźmiemy pod uwagę obiegowy stereotyp, że zdobycie amerykańskiej wizy jest bardzo trudne, szczególnie tej z pozwoleniem na pracę, to w pierwszej chwili trudno dać temu wiarę.

A jednak! Specjalnie z myślą o aktywnych, ciekawych świata młodych ludziach został stworzony program Work & Travel, który łączy wakacje oraz możliwość poznania kultury najbardziej rozwiniętego kraju świata z pracą zarobkową. Jest on realizowany pod nadzorem Departamentu Stanu USA przez amerykańską fundację Cultural Homestay International. W programie Work&Travel (Pracuj i Zwiedzaj) u niektórych organizatorów (np. Student Adventure) niemal wszyscy aplikujący studenci otrzymuje pozytywną decyzję na wniosek o wizę J-1, pozwalającą na 4-miesięczną pracę oraz dodatkowo 4 tygodnie podróżowania po Stanach.


tabela1 Istotą programu jest otwarcie przed studentami możliwości poznania Ameryki - w szczególności tamtejszej kultury i obyczajów - w powiązaniu ze zdobywaniem doświadczenia w pracy zarobkowej. Tę szansę niesie podjęcie legalnego zatrudnienia w firmach i instytucjach amerykańskich. Każdego roku uczestniczą w nim dziesiątki tysięcy młodych ludzi pragnących zakosztować Ameryki. Coraz więcej wśród nich polskich studentów. Tylko w zeszłym roku dzięki promotorowi programu - firmie Student Adventure, na niekonwencjonalne wakacje wyjechało z Polski ponad 1500 osób.

Do Unii czy do Stanów?

Wiele osób powie, że wejście Polski do Unii Europejskiej otworzyło przed Polakami niektóre rynki pracy krajów członkowskich, wobec czego tak odległa podróż staje się zbędna. Trzeba jednak pamiętać, że ilość ofert pracy z UE zaspokaja jedynie niewielki odsetek Polaków chętnych ją tam podjąć. Do tej pory tylko 3 kraje (Wielka Brytania, Irlandia i Szwecja) zdecydowały się przyjmować bez ograniczeń naszych obywateli, a pozostałe wciąż stosują kontyngenty, i to jedynie na prace sezonowe. Zresztą w wymienionych krajach pracy jest też "jak na lekarstwo", a na dodatek rzadko można liczyć na coś więcej, niż przysłowiowy "zmywak" w restauracji. Zajęcia te, oprócz zarobku, nie gwarantują ani rozwoju zawodowego ani szlifowania języka obcego. Są to często krótkotrwałe (kilka tygodni) zastępstwa osób przebywających na urlopach. Później naszych rodaków czeka kolejna faza uciążliwych i pełnych stresów poszukiwań. Tymczasem wyjazd w ramach programu Work & Travel to inwestycja, która się opłaca.

tabela2
Stosunkowo kosztowna podróż za ocean, dzięki legalnej, stałej pracy, zwraca się bardzo szybko. Dodatkowo studenci mają szansę na bliski kontakt z ludźmi, gdyż bardzo wiele ofert to praca w sektorze usług - w hotelach, kasynach, restauracjach. I to nie na zapleczu, a na przysłowiowej "pierwszej linii"! Dzięki temu polscy studenci nie tylko lepiej poznają amerykańską kulturę i język oraz wypracowują sobie tzw. "historię" do CV, ale także mają możliwość dorabiania niemałych kwot napiwkami.

Ważne nie tylko zarobki, ale również ceny i koszty utrzymania

Nikt nie neguje, że również w krajach Unii można bardzo przyzwoicie zarobić (pod warunkiem zdobycia stałej pracy na dłuższy czas). Jednak wynagrodzenie to tylko jedna strona medalu. Należy również pamiętać o kosztach utrzymania - a te są w USA zdecydowanie niższe niż w Europie. Np. mieszkanie można wynająć za 200-250 dolarów na miesiąc, a w Wielkiej Brytanii normą jest cena w granicach 500 dolarów - czyli co najmniej dwa razy drożej. Odpowiednio tańsza jest też żywność czy paliwo. Dodatkowym benefitem w przypadku wyjazdu do USA jest możliwość zrobienia tanich zakupów (np. sprzętu elektronicznego), a także organizacji po kilku miesiącach pracy fantastycznej wycieczki objazdowej po tym niezwykłym kraju, a nawet wypoczynku na Florydzie, w Kalifornii czy Meksyku. Ceny nie rzucają na kolana, baza turystyczna jest bardzo dobrze rozbudowana i dopasowana do kieszeni każdego turysty - nawet studenta. A kupno samochodu na kilka tygodni jest stosunkowo proste i nie wymaga angażowania znacznych kwot - np. wóz terenowy dobrej marki w bardzo przyzwoitym stanie kosztuje już od kilkuset dolarów.

Kto może uczestniczyć w programie?

Aby zostać uczestnikiem Work & Travel, wystarczy: mieć 18-30 lat, być studentem wyższej uczelni lub studium policealnego, mówić po angielsku (osoby ze słabą znajomością mogą ubiegać się o pracę na zapleczu - tzw. back of the house), mieć ważny paszport. Studenci, którzy decydują się na wyjazdy do USA za pośrednictwem wyspecjalizowanej agencji (np. Student Adventure), jeszcze w Polsce odbywają obowiązkowe spotkanie informacyjne, tzw. Orientation Meeting. Spotkanie ma charakter szkolenia i bierze w nim udział sponsor programu CULTURAL HOMESTAY INTERNATIONAL (CHI). Student poznaje wtedy swoje prawa i obowiązki, może pytać o szczegóły. Dzięki temu po przylocie do USA można udać się bezpośrednio do pracodawcy. Dodatkowo studenci otrzymują informator, który zawiera wskazówki, porady, instrukcje i podpowiedzi, jak postępować w różnych sytuacjach.

tabela3

Po czym rozpoznać profesjonalną i rzetelną agencję pośrednictwa?

Wyjazd do USA na własną rękę jest niewątpliwe ekscytujący, ale z drugiej strony dość ryzykowny. Trudno inwestować w wyjazd duże pieniądze, jeśli nie ma się gwarancji pracy. Z kolei bez podpisanej umowy o pracę student nie otrzyma wizy. Dlatego rząd amerykański wystąpił z inicjatywą organizacji programu Work&Travel, który umożliwia studentom z całego świata wakacyjne wyjazdy połączone z legalną pracą zarobkową. Jednak, aby z niego skorzystać, należy skontaktować się z przedstawicielem amerykańskiego sponsora - agencją będącą oficjalnym organizatorem wyjazdów w ramach programu Work&Travel. To właśnie agencja ma uprawnienia do wydawania formularza DS-2019, który jest niezbędny do otrzymania wizy.

Istnieje kilka kryteriów, dzięki którym łatwiej jest wykluczyć nieuczciwych i mało operatywnych organizatorów. Im więcej warunków jest spełnionych, tym większa pewność, że mamy do czynienia z profesjonalistami. Dlatego student zgłaszający się do pośredniczącej agencji powinien zadać jej kilka następujących pytań:

  1. Czy firma posiada licencję na prowadzenie agencji zatrudnienia, tzn. czy firma może się pochwalić wpisem do rejestru prowadzonego przez Ministerstwo Gospodarki i Pracy? To zwiększa jej wiarygodność.
  2. Jak długo firma działa na rynku? Im dłużej, tym większa pewność, że posiada lepsze rozeznanie na amerykańskim rynku pracy.
  3. Czy firma może przedstawić referencje ze strony polskich uczestników jej wakacyjnych wyjazdów?
  4. Czy firma współpracuje oficjalnie z amerykańskim partnerem, powołanym do koordynowania programu w imieniu rządu USA?
  5. Jakich pracodawców ma w ofercie, jakie warunki pracy?
  6. Czy w pakiecie jest zawarte ubezpieczenie?
  7. Czy oferowane przeloty są dostatecznie komfortowe, realizowane z wiarygodnymi liniami lotniczymi i wiodą bezpośrednio do ośrodków położonych możliwie blisko miejsc zatrudnienia?
  8. Czy organizator przeprowadza szkolenia oraz spotkania informacyjne przed wyjazdem? (to pozwala lepiej przygotować się do wyjazdu i eliminuje konieczność odbywania takich szkoleń na miejscu - wówczas po przylocie można bezpośrednio udać się do swojego pracodawcy; jest to o tyle korzystne, że student unika wtedy dodatkowych kosztów podróży do miejsca szkolenia, jakim jest np. Nowy Jork lub Chicago, ponieważ połączenia wewnątrz USA nie należą do tanich).
  9. Czy organizator oferuje assistance na miejscu? W jaki sposób pomoże studentowi w razie nieprzewidzianego problemu? Czy organizator posiada własne biuro na terenie USA? Warto w tym miejscu zapytać, czy jest to rzeczywiście własne biuro organizatora, czy tylko biuro amerykańskiego kontrahenta; jeśli organizator może się poszczycić własną placówką, świadczy to o poczuciu odpowiedzialności za wysyłanych za granicę studentów; ponadto, jeśli posiada własne biuro, to unikniemy też dodatkowych kosztów połączeń telefonicznych z Polską oraz kłopotów związanych z różnicą czasową.
  10. Jaki jest odsetek pozytywnie załatwionych wniosków wizowych za pośrednictwem danego biura?


[http://gu.us.edu.pl]
Reblog this post [with Zemanta]

Podróż bez końca

0 komentarze

St Martin's, The Isles of ScillyImage via Wikipedia

Czy wiecie, jakie są trzy najpiękniejsze rzeczy na świecie?

Jak mówi stare powiedzenie w cornish (zanikający język celtycki używany na archipelagu Scilly na Atlantyku; wedle literatury tam Bóg przemawiał w cornish a diabeł po angielsku) są to: "Kobieta z dzieckiem, łódź z rozwiniętymi żaglami i łan zboża falujący na wietrze". Z "Podróży bez końca" dowiemy się również, dlaczego owa kraina uchodzić może za mityczne Wyspy Szczęśliwe, raj Hesperyd, Eden.

W swojej niezwykłej książce Claudio Magris wyprawia się na antypody, ale i do mikrokosmosów w niedalekim sąsiedztwie rodzinnego Triestu (ur. 1939). Przywołuje istrorumuńskich Cyncarów i Cziribirów, odwiedza w Los Angeles potomków słynnego kompozytora Arnolda Schönberga, współczesnych poetów w Wietnamie i groby perskich liryków w Iranie. Przecież - jak powiada - celem podróży są ludzie. I im, i krainom, które odwiedza, okazuje wielką czułość i wyrozumiałość, broniąc się przed pokusą łatwych sądów czy uproszczeń, choć wizyty bywają czasem krótkie, a rozdziały nieraz zaledwie kilkuakapitowe.
"Podróż bez końca" to zbiór 16 szkiców pisanych w ciągu ostatnich dekad (najstarszy, zresztą poświęcony Polsce, pochodzi z 1981 r.). Już sama dedykacja sprawia, że czytelnika przechodzi dreszcz: "Marisie oraz towarzyszom podróży, których kochałem i którzy dotarli już na miejsce". Bo - jak dowodzi autor - podróżowanie ma coś wspólnego ze śmiercią, lecz "jest również odwlekaniem śmierci, odkładaniem na jak najpóźniej przybycia na miejsce, spotkania z istotą rzeczy".

Ta erudycyjna książka (a w zasadzie książeczka - liczy zaledwie 130 stron, z czego 20 zajmuje pasjonująca odautorska przedmowa) jest bogata w literackie odniesienia. Magris sięga m.in. do Tassa, Dantego, Cervantesa, przywołuje Dostojewskiego i Manna, ale też cytuje pieśni i zwroty w języku istrorumuńskim, którym dziś mówi co najwyżej kilkaset osób. W drogę zawsze bierze książki, gdyż, jak wyznaje, "trudno mi podróżować bez papieru, bez książek, które można ustawić przed światem niczym lustro aby przekonać się, czy świat i jego odbicie pasują do siebie, czy też są ze sobą sprzeczne".

Jego "Podróż bez końca" jest kopalnią arcycelnych przemyśleń i pięknych metafor. Na przykład romańska katedra w szwedzkim Lund zyskuje miano "potężnej fortecy wiary", św. Ludwik Gonzaga to "śmiały żeglarz po niepojętym morzu egzystencji", monitory komputerów "ożywają niczym lampa Aladyna", zaś uważność staje się "pewną formą modlitwy". I właśnie pod piórem tego niezwykle uważnego podróżnika (podczas spotkania na ostatnich targach książki w Warszawie powiedział mi, że będąc w drodze, wieczorami pilnie robi notatki) nawet ograne miejsca, symbole turystycznego przemysłu, ukazują czytelnikowi jakże inne oblicze.

Jeden z moich ulubionych rozdziałów - "Pierwszy lot don Serafina" - opowiada o Wyspach Kanaryjskich. Ale jak! Oto widziane okiem Magrisa prastare draco, słynne smocze drzewo w Icod na Teneryfie: "To drzewo jest wielością; jest wieloma drzewami, jest górą, którą przecinają rzeki i wąwozy, jest twarzą przemieniającą się w tyle innych twarzy, gmatwaniną, grymasem i ironicznym uśmiechem metamorfozy".

Można by tak cytować i cytować. Niestety, pora kończyć. Bo, jak pisze Magris, "podróż, nawet najciekawsza, jest zawsze pauzą, ucieczką, doświadczeniem braku odpowiedzialności, odpoczynkiem od wszelkiego prawdziwego ryzyka".

Na szczęście tę wspaniałą książkę zawsze można mieć pod ręką.

Z Claudio Magrisem warto podróżować, choćby na papierze.

PS Claudio Magris, znany włoski pisarz, tłumacz i eseista, jest profesorem współczesnej literatury niemieckiej na uniwersytecie w Trieście, laureatem wielu prestiżowych nagród, m.in. Herdera i Erazma. Ośrodek Pogranicze w Sejnach uhonorował go niedawno tytułem Człowiek Pogranicza.

Claudio Magris: "Podróż bez końca", tłum Joanna Ugniewska, Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa 2009, s. 130, cena 32 zł

[http://wyborcza.pl]

Reblog this post [with Zemanta]

Podróże z pupilem czy bez?

0 komentarze

PETALUMA, CA - JUNE 26:  Dawn Goehring (R) of ...Image by Getty Images via Daylife

Urlopowe wyjazdy to z pewnością najprzyjemniejsza forma spędzania wakacji. Niestety, dla wielu posiadaczy czworonogów, to również okres kłopotów ze znalezieniem opieki dla pupili.

Najmniej kłopotów sprawiają zwierzęta małe, które możemy zabrać ze sobą w podróż. Wystarczy tylko odpowiedni kuferek, by mały piesek lub kotek mógł towarzyszyć nam podczas wakacji. Grudziądzanie coraz chętniej korzystają z takiego rozwiązania.

- Latem odnotowujemy zwiększone zainteresowanie transporterami dla zwierząt – informuje Rafał Pełka, właściciel jednego z grudziądzkich sklepów zoologicznych. – Wzięciem cieszą się zarówno małe jak i duże kuferki na zwierzęta. Są uniwersalne, więc bez problemu zmieścimy do nich np. chomika, świnkę morską, a nawet małego psa czy kota. Latem sprzedajemy również sporo szelek samochodowych dla psów. Z tego rozwiązania korzystają zwłaszcza te osoby, których pupile nie mieszczą się w transporterach.


Nieco gorzej mają te osoby, które urlop chcą spędzić w samotności, lub ich zwierzak posiada zdecydowanie większe rozmiary. Wtedy z pomocą przychodzi tzw. hotel dla zwierząt. Tego rodzaju usługi, prowadzi jako jedyna w Grudziądzu klinika weterynaryjna na osiedlu Rządz.

- Za jedną dobę spędzoną przez czworonoga w naszym przybytku trzeba zapłacić 30 zł – przekonuje Aneta Michalska, pracownica kliniki. - W cenę wliczony jest kojec, suchy pokarm, woda, jak również opieka weterynaryjna oraz codzienne spacery. Obecnie posiadamy cztery kojce dla psów i trzy dla kotów.

Niestety, jeśli w najbliższym czasie planujemy urlop, warto już teraz zainteresować się rezerwacją miejsca w klinice.

- Do 20 sierpnia mamy zapełniony grafik dla zwierzęcego hotelu – dodaje Michalska. – Należy również pamiętać, aby przed przekazaniem psa, zadbać o jego zaszczepienie i odrobaczenie. Można to zrobić również na miejscu w klinice.

Są jednak osoby, którym żadne z powyższych rozwiązań nie odpowiada, a swoje zwierzęta w okresie wakacji po prostu wyrzucają.

- Czasami podrzucają zwierzaki prosto pod bramę naszego schroniska - mówi Artur Zielaskowski, kierownik Schroniska dla Zwierząt w Grudziądzu. - Wolą oszczędzić sobie kłopotu z osobistą wizytą w schronisku, bo w ten sposób zachowują anonimowość. Zdarzają się przypadki, że po kilku tygodniach zgłaszają się właściciele takich porzuconych zwierzaków, mówiąc że pies lub kot im zaginął i cieszą się z jego odnalezienia. Po prostu brak słów.

Obecnie w grudziądzkim schronisku przebywa 118 bezpańskich psów. To sprawia, że boksy dla zwierząt są niemal zupełnie przepełnione.

WARTO WIEDZIEĆ

  • Za pozostawienie psa bez opieki, porzucenie lub znęcanie się nad nim właściciel może zostać ukarany.
  • Artykuł 35 ustawy o ochronie praw zwierząt przewiduje karę grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do roku
[http://www.nowosci.com.pl]
Reblog this post [with Zemanta]

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Obrona przed wirusami McAfee

0 komentarze

McAfee — informacje

McAfee dla użytkowników indywidualnych

Produkty McAfee dla użytkowników indywidualnych obejmują światowej klasy rozwiązania dostępne w sprzedaży detalicznej i w trybie online, przeznaczone do ochrony, zabezpieczania i optymalizacji komputerów klientów indywidualnych.


Zaawansowane rozwiązania firmy McAfee przeznaczone dla komputerów osobistych obejmują znakomite programy antywirusowe, zabezpieczenia, programy do szyfrowania danych i optymalizacji działania komputerów. Zarządzane usługi dotyczące zabezpieczeń internetowych oferowane przez firmę McAfee są udostępniane za pomocą opatentowanego systemu dostarczania oprogramowania przez przeglądarkę internetową, aby zapewnić usługi użytkownikom w trybie online za pośrednictwem witryny sieci Web home.mcafee.com. Jest to jedna z największych płatnych witryn internetowych obsługującej ponad dwa miliony aktywnych subskrybentów.

Firma McAfee, Inc. z siedzibą w Santa Clara w Kalifornii jest wiodącym producentem zabezpieczeń sieciowych i rozwiązań z dziedziny dostępu do Internetu. Firma McAfee tworzy najlepsze w swojej klasie oprogramowanie w dziedzinie zabezpieczeń komputerowych, które zapobiega włamaniom sieciowym i chroni systemy komputerowe przed następną generacją zagrożeń i ataków kombinowanych. Więcej informacji o firmie McAfee można znaleźć w witrynie www.mcafee.com.

Wszystkie produkty firmy McAfee korzystają ze wsparcia cenionego zespołu zajmującego się badaniem wirusów, McAfee AVERT, który chroni klientów firmy McAfee przed atakami najnowszych i najbardziej zaawansowanych wirusów.

Podstawowe fakty

  • Data założenia: 1989
  • Oznaczenie giełdowe: MFE








Reblog this post [with Zemanta]

Ryanair ogłosił się największą tanią linią w Polsce. Choć wie, że to nieprawda

0 komentarze

A Boeing 737 of Ryan Air at the airport of Bre...Image via Wikipedia

Irlandzkie tanie linie lotnicze Ryanair opublikowały w zeszłą środę bardzo dobre wyniki za pierwszą połowę roku i ogłosiły się największą tanią linią w Polsce. Nie jest to jednak prawda, gdyż więcej pasażerów przewiózł w tym okresie węgierski Wizz Air - donosi portal pasazer.com


W okresie od stycznia do końca czerwca Ryanair przewiózł z i do Polski1,5 mln pasażerów, co oznacza wzrost o 11 proc. w porównaniu z analogicznym okresem sprzed roku. Jednocześnie ogłosił, że w ten sposób stał się największą tanią linią lotniczą w Polsce. Dziennikarze portalu pasażer.com postanowili sprawdzić tę informację i skontaktowali się z ich największym konkurentem - węgierskim Wizz Airem. Jak się okazało, w ciągu pierwszego półroczu węgierski przewoźnik przewiózł na polskim rynku 1,7 mln pasażerów, co czyni Wizz Air największą tanią linią na polskim rynku.

Co na to przedstawiciele Ryanair? - Mój szef powiedziałby, że Wizz Air nie jest tak tanią linią lotniczą jak Ryanair, a przeciętna stawka za przelot naszą linią to 37 euro. Zostawmy to zatem tak jak jest - mówi portalowi Laszlo Tamas, menedżer ds. marketingu i sprzedaży w Ryanair.

- Jeżeli stworzą kategorię, gdzie jest tylko Ryanair, to oczywiste, że będą w niej zawsze najwięksi. Ale rzeczywistość jest taka, że to Wizz Air jest największym tanim przewoźnikiem w Polsce - mówi Natasa Kazmer, rzecznik węgierskiej linii w rozmowie z portalem.

[http://gospodarka.gazeta.pl]

Reblog this post [with Zemanta]

McAfee: codziennie pojawia się 6000 szkodliwych programów

0 komentarze

Image representing McAfee as depicted in Crunc...Image via CrunchBase

Przez pierwszą połowę 2009 roku wyprodukowano prawie tyle unikatowych software'owych szkodników, co przez cały rok 2008 – to niesamowite osiągnięcie, biorąc pod uwagę fakt, że 2008 był uważany dotąd za rok największego wzrostu dla malware'u. Tak przynajmniej twierdzi David Marcus z firmy McAfee.

W praktyce, jeśli uwzględnić tylko te szkodniki, które uzyskują odrębne sygnatury w bazie McAfee, to miesięcznie przybywa średnio 200 000 form złośliwego oprogramowania – czyli aż 6000 dziennie. Jeśli jednak uwzględnić by w wynikach efekty heurystycznych skanów, liczby stałyby się jeszcze bardziej wstrząsające.

Bezprecedensowy wzrost liczby wykrytych szkodników w 2009 roku. (źródło: Avertlabs.com)

Zdaniem specjalisty, produkcja szkodliwego oprogramowania to dziś poważny biznes. Jeden z francuskich badaczy McAfee, François Paget, przygotował interesujący raport pod tytułem „Financial Fraud and Internet Banking: Threats and Countermeasures” – w którym objaśnia, jak ten ekosystem szkodników jest wykorzystywany do oszukiwania i okradania internautów. Raport można pobrać tutaj (plik PDF, 2,5 MB).

Globalny kryzys skłania cyberprzestępców do wytężonej pracy – a narzędzia i kod potrzebny im do niej jest dzisiaj powszechnie dostępny. Dlatego dochodzi do sytuacji, w której tempo rozwoju szkodliwego oprogramowania zaczyna być wyzwaniem nawet dla prawa Moore'a.

Zdaniem Marcusa, sytuacja ta nie ulegnie zmianie, ale też nie należy panikować – świadomość zagrożeń i regularne aktualizacje oprogramowania stanowią wystarczającą ochronę przed cyberprzestępcami.



[http://webhosting.pl]



Reblog this post [with Zemanta]

Kominikator internetowy SKYPE

0 komentarze

Bezpłatne rozmowy telefoniczne, rozmowy wideo oraz wiadomości błyskawiczne przez Internet, a także niezwykle tanie połączenia z telefonami na całym świecie.







Wszyscy lubimy mieć coś za nic. Dzięki bezpłatnemu oprogramowaniu Skype, które płynnie wykorzystuje połączenie internetowe, możesz cieszyć się bezpłatnymi rozmowami w sieci Skype i przestać się martwić o koszty, czas i odległość. Podziel się swoim hobby i zachęć znajomych do pobrania Skype, aby umożliwić bezpłatne rozmowy, wiadomości błyskawiczne i połączenia wideo. Ponadto możesz wykonywać lokalne, zamiejscowe i międzynarodowe połączenia na telefony stacjonarne i komórkowe po atrakcyjnych stawkach.

Co jeszcze możesz zrobić?

W Skype aż roi się od świetnych funkcji, które ułatwiają kontakt ze znajomymi, rodziną i współpracownikami, dzielenie się przemyśleniami i opiniami oraz wyszukiwanie potrzebnych informacji.

Możesz używać Skype na komputerze lub pobrać go na telefon komórkowy, aby pozostawać w kontakcie w podróży bez względu na jej cel. Skype działa na wielu telefonach komórkowych oraz urządzeniach takich jak PlayStation® Portable (PSP®). Dostępna jest także bogata oferta telefonów WiFi i telefonów bezprzewodowych z wbudowanym Skype.

Od razu możesz poczatować za pomocą wiadomości błyskawicznych z dowolną osobą z listy kontaktów, a nawet porozmawiać z wieloma osobami w ramach czatów grupowych. Możesz również przeprowadzić rozmowę konferencyjną lub zorganizować spotkanie i za pomocą narzędzia rekomendacji firm znaleźć na nie idealne miejsce.

Są również naprawdę super funkcje wideo. Wystarczy kamera internetowa, aby wykonywać bezpłatne rozmowy wideo, a nawet zrobić sobie zdjęcie do personalizacji Skype.

Szukanie znajomych

Jeśli używasz programu Microsoft Outlook® lub Outlook Express® albo konta pocztowego na Yahoo!, możesz w prosty sposób zaimportować kontakty i przenieść je wszystkie do Skype. Jeśli dane osoby nie mają jeszcze Skype, możesz wysłać im zaproszenie do jego pobrania. Dzięki temu będziecie mogli rozmawiać za darmo. A może wdzięczni za polecenie Skype znajomi podarują ci śliczny bukiet kwiatów i paczkę cukierków? Naszym zdaniem należałoby się tego spodziewać.

Masz znajomych na MySpace? Powiedz im, aby pobrali Skype lub MySpaceIM with Skype. Następnie dodaj ich do listy kontaktów Skype i powiększ grono osób, z którymi możesz rozmawiać za darmo. Wystarczy wyszukać ich nazwę MySpaceIM.

Dodanie kogoś do listy kontaktów to prosta sprawa. Ale możesz również dodawać osoby, które jeszcze nie używają Skype i dzwonić na ich numery stacjonarne i komórkowe po naprawdę niskich stawkach niezależnie od tego, gdzie się znajdują.

Ponadto jeśli na liście kontaktów Microsoft Outlook® masz zapisane numery telefonów, możesz je wyświetlić na liście kontaktów i dzwonić na nie. Do połączeń z numerami telefonów stacjonarnych i komórkowych potrzebne jest doładowanie konta Skype lub abonament miesięczny.



Więcej na www.skype.com

Reblog this post [with Zemanta]

Komunikatory internetowe pod lupą

0 komentarze

Skype LimitedImage via Wikipedia

Z komunikatorów internetowych korzysta dziś prawie każdy użytkownik Internetu. Bierzemy je pod lupę i sprawdzamy jakie mają zalety, ale także wady.

13 lat temu izraelska firma Mirabilis zaprezentowała pierwszy komunikator internetowy ICQ. Od tamtej pory powstały dziesiątki podobnych aplikacji, dzięki którym możemy w czasie rzeczywistym porozumiewać się ze znajomymi. W Polsce nieprzerwanie króluje Gadu-Gadu.

W rankingu popularności drugie miejsce zajmuje Skype a kolejne odpowiednio Tlen, Windows Live Messenger, Spik,GoogleTalk i oczywiście - wspomniane wyżej - ICQ.


Gadu-Gadu

- Najpopularniejszy komunikator w Polsce, co może niektórych dziwić, z uwagi na niestabilność serwerów, błędy w kodzie, które powodują zawieszanie się programu i zużywanie zbyt dużych zasobów pamięci. O ile można przerzucić się na inny program obsługujący sieć GG, to rezygnacja z numeru słoneczka wydaje się niemożliwa, właśnie ze względu na jego olbrzymią popularność wśród znajomych.

Sam komunikator jest stale rozwijany i ulepszany. Nowością jest np. wprowadzenie możliwości wideorozmów i nowych opcji statusów (PoGGadaj ze mną i Nie przeszkadzać).

Gadu-Gadu poza tak przydatnymi funkcjami jak rozmowy głosowe, czy poprawianie błędów ortograficznych, posiada również nikomu niepotrzebne, obciążające program dodatki, jak na przykład Gadu Radio, które w opinii wielu użytkowników jest całkowicie zbyteczne i ma sztucznie uatrakcyjnić aplikację. Programowi nie można odmówić za to doskonałego interfejsu. Z uwagi jednak na jego popularność nie sposób nie zarzucić mu zamknięcia na inne sieci komunikatorów, co sprawia, że jest mimo wszystko mało atrakcyjny.Skype

- Drugi jeśli chodzi o popularność w naszym kraju komunikator internetowy. Przede wszystkim umożliwia rozmowy głosowe oraz wymianę wideo między użytkownikami. Za pomocą technologii VoIP umożliwia płatne rozmowy z posiadaczami telefonów stacjonarnych i komórkowych. Z uwagi na niskie ceny usługi jest on poważną konkurencją dla telefonu stacjonarnego.

Poza tym, oczywiście posiada funkcję rozmów tekstowych, ale niestety tak jak w przypadku Gadu-Gadu, nie mamy możliwości rozmów z inna siecią, niż tą obsługiwaną przez komunikator. Program nie jest przeładowany niepotrzebnymi gadżetami i znakomicie sprawdza się w codziennym użytkowaniu o czym przekonało się juz ponad 200 milionów użytkowników.

Spik - Następca wpkontaktu - komunikatora Wirtualnej Polski - który jest mniej popularny niż wyżej wymienione, ale pod wieloma względami posiada większe możliwości.
Obsługuje protokoły Gadu-Gadu, ICQ i Tlen oraz umożliwia komunikowanie się z serwerami Jabbera. Ciekawą i przydatną funkcją jest ukrywanie statusu w wyszukiwaniu i na stronie WWW, a także przed określoną grupą osób (nie blokując jednocześnie otrzymywania od nich wiadomości) oraz możliwość wysyłania wiadomości głosowych.

Wiadomość nagrywana za pomocą mikrofonu jest przesyłana przez serwer Spika i dociera do rozmówcy bez względu na to, czy jest aktualnie dostępny, czy nie. Spikowy System Syntezy Mowy, który można pobrać jako jeden z licznych dodatków, może odczytywać aktualne fragmenty rozmowy, lub powiadamiać nas głosowo o nadchodzących wiadomościach. Przydaje się to zwłaszcza tym, którzy wolą spacery po mieszkaniu, od bycia przykutym do monitora komputera.

Spik obsługuje również rozmowy głosowe (jest też możliwość wykonywania połączeń na telefony stacjonarne i komórkowe), wideorozmowy i wysyłanie smsów, dzięki powiadamianiu o dostarczeniu wiadomości do bramki operatora, jest pewność, że została ona wysłana, a za ewentualne problemy należy winić firmę obsługującą bramkę.

[http://www.chip.pl]
Reblog this post [with Zemanta]

sobota, 8 sierpnia 2009

Planowanie wakacji

0 komentarze

Fly.pl to internetowe biuro podróży, oferujące starannie dobraną ofertę wiodących organizatorów podróży oraz linii lotniczych. Portal rozpoczął działalność w połowie 2007 roku. Jest własnością firmy Comvel Polska, będącej częścią międzynarodowej Grupy Comvel, która posiada bliźniacze portale w Niemczech (www.weg.de - nr 1 testów konsumenckich), Austrii (www.weg.at) oraz Wielkiej Brytanii (www.perfect-trip.co.uk). Cechą wyróżniającą Fly.pl jest zastosowanie technologii, dzięki której Klienci dokonują rezerwacji większości ofert w trybie on-line, czyli w czasie rzeczywistym. Dzięki temu kupujący ma pewność, że wybrana oferta jest dostępna w cenie, terminie i standardzie, jakie wybrał.

Reblog this post [with Zemanta]

Lotnisko w Krakowie nazywa się - Katowice

0 komentarze

CIMG5511Image by Phil LaCombe via Flickr

Niejasne oznaczanie biletów z Krakowa i Katowic przez niektóre linie lotnicze doprowadza pasażerów do białej gorączki. Z informacji ba bilecie dowiadują się, że lecą z miejscowości, która nazywa się Katowice/Kraków. Tymczasem między lotniskami Pyrzowice i Balice jest dystans ok. 80 km.

Linie Wizz Air oznaczają loty z Pyrzowic bądź Balic jako lotnisko Katowice/Kraków. Prowadzi to do ogromnych nieporozumień. Np. pasażerka z Suwałk lecąca do Paryża po przybyciu do Krakowa dowiedziała się, że samolot, który wystartuje za kilkadziesiąt minut, odlatuje z lotniska Pyrzowice pod Katowicami. Oczywiście na swój samolot nie zdążyła, a Wizz Air odmówił przebudowania biletów.
Pasażerowie z zagranicy mają także kłopoty. Widząc nazwę miejscowości, do której lecą – Katowice/Kraków – w wielu wypadkach myślą, że Katowice to nazwa krakowskiego portu lotniczego.


Władze portu Balice mają za złe linii Wizz Air, że za granicą loty do Katowic sygnuje nazwą miasta Kraków. To dobry chwyt marketingowy, ponieważ Kraków jest o wiele lepiej rozpoznawalny za granicą niż Katowice. Dopiero po przylocie turyści dowiadują się, że aby zwiedzić Kraków musza pokonać jeszcze 80 km.

Pasażerowie powinni pamiętać, że na bilecie oraz rezerwacji powinna znajdować się jasna i czytelna informacja o miejscu wylotu i przylotu. Osoba, która czuje się oszukana powinna zgłosić się do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.







[http://www.air-europa.pl]
Reblog this post [with Zemanta]

Spośród polskich lotnisk, jedynie Jasionka na plusie

0 komentarze

O avião e o Pão de Açúcar / The airplane and t...Image by Márcio Cabral de Moura via Flickr

Z jedenastu polskich lotnisk, tylko port w podrzeszowskiej Jasionce zwiększył liczbę pasażerów oraz przylotów i odlotów samolotów.

Informacje opublikował Urząd Lotnictwa Cywilnego. Jest to porównanie pierwszych sześciu miesięcy 2008 i 2009 r. Dane obejmują pasażerów linii regularnych i czarterów.

W Jasionce o prawie 5 proc. wzrosła liczba przewożonych pasażerów. W pierwszym półroczu 2009 było ich 167 330, o 7500 więcej niż podczas sześciu miesięcy ub.r. Jeszcze bardziej wzrosła tzw. "liczba operacji pax”, czyli przylotów i odlotów samolotów pasażerskich. Z 1720 do 1885.

Pozostałe lotniska w Polsce odnotowały spadki, zarówno pasażerów, jak i operacji pax. W skali ogólnopolskiej ilość przewożonych pasażerów i operacji pax spadła o 10 proc.

Skąd sukces lotniska w Jasionce?

- Ciągle inwestujemy w infrastrukturę techniczną. Poprawiamy pasażerom komfort podróżowania. Sporo korzyści jest też z usamodzielnienia się i powołania spółki lotniskowej. To pozwala efektywniej działać – mówi Łukasz Sikora, szef zespołu marketingu Portu Lotniczego "Rzeszów-Jasionka”.





[http://www.nowiny24.pl]
Reblog this post [with Zemanta]

Latanie na swoim

0 komentarze

Skyline of BydgoszczImage via Wikipedia

Lotniska regionalne stały się motorem rozwoju krajowego rynku transportu lotniczego, a ich potencjał - mimo zawirowań koniunktury - pozostaje spory.

Trend ten będzie się utrzymywał jeszcze przez wiele lat, w regionach będziemy odprawiali coraz więcej pasażerów, kosztem Okęcia.

Wiedeński Port Lotniczy obsłużył w ub. roku średnio miesięcznie 1,5 mln pasażerów, dwa razy więcej niż Warszawa Okęcie. Ale podczas piłkarskich mistrzostw Euro 2008, organizowanych przez Austrię i Szwajcarię, musiał uruchomić 190 dodatkowych lotów czarterowych dla około 28 tys. pasażerów, a ponadto 650 biznesjetów przewiozło ponad 4 tys. pasażerów.



Bez pomocy sąsiednich lotnisk nie obsłużylibyśmy wzmożonego ruchu pasażerskiego - powiedział Friedrich Lehr, wiceprezes ds. lotnictwa lotniska w Wiedniu, podczas konferencji Airports w Warszawie.

W Polsce przygotowania do współorganizowania Euro 2012 były tylko jednym z dodatkowych bodźców do inwestycji na lotniskach regionalnych, zresztą większość ruszyła znacznie wcześniej, niż UEFA wybrała nowych gospodarzy mistrzostw.

I bez nich konieczny był rozwój hal odpraw pasażerów, rozbudowa pasów startowych czy lepsze wyposażenie w urządzenia nawigacyjne. Inwestycje wymusiły linie pasażerskie, a na nich - rosnąca aktywność międzynarodowa samych Polaków i biznesu międzynarodowego.

Regiony podnoszą pułap

Polska ma słabo rozwiniętą infrastrukturę lotniskową. Zbliżona pod względem liczby mieszkańców Hiszpania posiada 46 portów lotniczych, które obsługują dziewięć razy więcej pasażerów (180 mln). U nas co prawda czynnych jest prawie 50 lotnisk, lecz połowa z nich należy do armii. W dodatku jedynie 11 z nich to porty lotnicze (posiadają licencję na publiczne wykorzystywanie do lotów handlowych i obsługują regularne loty pasażerskie).
Pomimo tego, od końca lat 90. transport lotniczy zaczął się rozwijać dynamicznie, niemal we wszystkich portach. W latach 1999-2008 liczba obsłużonych pasażerów wzrosła czterokrotnie - z 5,3 mln do 20,7 mln, przy czym prawdziwa eksplozja nastąpiła po 2004 roku, wraz z wejściem Polski do Unii Europejskiej. Na swobodę przemieszczania się Polaków na obszarze wspólnot i wyjazdy do pracy nałożyła się liberalizacja przepisów dotyczących ruchu lotniczego. Zgodnie z nimi obcy przewoźnicy uzyskali prawo swobodnego wykonywania przewozów lotniczych w na szym kraju. To na te lata przypadł też boom przewozów niskokosztowych. W 2003 roku obsłużono około 7 mln pasażerów, później co roku ich liczba zwiększała się o 30-35 proc.

Taki skok nie byłby możliwy bez udziału lotnisk regionalnych.

Staliśmy się beneficjentem przesunięcia ciężaru ruchu lotniczego, ze wszystkimi tego konsekwencjami - ocenił Dariusz Kuś, prezes zarządu, dyrektor Portu Lotniczego we Wrocławiu.

W 2004 roku lotnisko na Okęciu miało 69-proc. udział w obsłudze pasażerów i 78-proc. w obsłudze przewozów towarowych. W ciągu trzech lat straciło dominującą pozycję, a stan ten się pogłębia. Obecnie na lotniska regionalne przypada już 57 proc. polskiego ruchu pasażerskiego i blisko czwarta część odprawionego cargo.

W tym nowym podziale tortu regionalne porty lotnicze mają różny udział i rozwijały się w różnym tempie. Niektóre z nich biły rekordy światowe - Łódź o 1044 proc. w latach 2004-08, Bydgoszcz - 244 proc., Rzeszów - 126 proc. Nic dziwnego, że w ciągu ostatnich czterech lat ruch na regionalnych lotniskach powiększył się łącznie kilkakrotnie.

Większe obroty sprawiają, że osiągamy już wystarczające zyski do ich reinwestowania w kolejne zadania - zauważa Dariusz Kuś.

To bardzo ważne, ponieważ zarządy tych portów lotniczych, które przekroczyły próg rentowności, mają wreszcie środki na współfinansowanie zadań inwestycyjnych. A potrzeby te wzrosły też niemal proporcjonalnie do ruchu pasażerskiego.

Większość portów uporała się już z problemem rozbudowy hal przylotów i odlotów, ale przed niektórymi dopiero stoi takie zadanie (Kraków, Łódź), także dlatego, że rozbudowa robiona jest modułowo (drugi terminal w Gdańsku, trzeci w Katowicach). Niemal wszystkie czekają inwestycje związane z montażem elementów lub nowoczesnych systemów urządzeń nawigacyjnych. W kolejce są inne wydatki, od wykupu gruntów na rozszerzenie działalności, po rozbudowę dróg startowych, kołowania i baz paliwowych.

Większość portów ma w planach lepsze połączenie z miastem - systemem kolei i szynobusów (Kraków, Łódź) lub dzięki budowie obwodnic albo dróg szybkiego ruchu (Katowice).

Na różne cele inwestycyjne samorząd udzielił nam zgody na emisję obligacji wartości 400 mln zł, spodziewamy się też uzyskać 50 mln euro ze środków unijnych - mówi Wojciech Łaszkiewicz, wiceprezes PL Łódź. Czas gorszej koniunktury lotniczej wykorzystujemy więc na lepsze przygotowanie się na okres kolejnego boomu w przewozach.

Podobnie postępują inne zarządy.

Artur Tomasik, prezes zarządzającego lotniskiem w Katowicach Górnośląskiego Towarzystwa Lotniczego, poinformował niedawno podczas konferencji prasowej, że do 2015 roku inwestycje pochłoną łącznie 455 mln zł, a zaczną się od budowy nowej drogi startowej, na której projekt będzie ogłoszony przetarg w czerwcu.

W rządowym "Programie rozwoju sieci lotnisk i lotniczych urządzeń naziemnych" jednoznacznie kładzie się nacisk na rozwój ośmiu lotnisk należących do sieci TEN-T, a więc: Warszawa Okęcie, Kraków Balice, Katowice Pyrzowice, Gdańsk Rębiechowo, Wrocław Starachowice, Poznań Ławica, Szczecin Goleniów, Rzeszów Jasionka.

Szczęśliwie rozwój i budowa mniejszych portów lotniczych będą wspierane ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego - podkreśla Paweł Zejer, dyrektor łódzkiego biura Tebodin SAP-Projekt.

Jak przypomniał wiceminister infrastruktury Tadeusz Jarmuziewicz (podczas konferencji prasowej 14 maja w Kielcach), łączna wartość inwestycji do 2013 roku w tych ośmiu portach lotniczych przekroczy 3,5 mld zł, z czego 1 mld będzie pochodzić z funduszy unijnych.

Inwestycje związane z transportem lotniczym realizowane są nie tylko w związku z organizacją piłkarskich mistrzostw Europy, ale przede wszystkim po to, by służyły Polakom długo po 2012 roku - podkreślił wiceminister.

Rozwój oraz bardziej bezpieczne i wydajne wykorzystanie infrastruktury lotniskowej ma zapewnić nowelizacja ustawy Prawo lotnicze - tak przynajmniej twierdzi Mikołaj Karpiński, rzecznik prasowy MI. Chodzi m.in. o nowy podział lotnisk (na lotniska użytku publicznego i użytku wyłącznego) i rozszerzenie zakresu podmiotów mogących się ubiegać o zezwolenia na założenie lotniska użytku publicznego (w tym i z kraju trzeciego).

Bodźcem do powstania nowych portów lotniczych ma być nowelizacja Ustawy o gospodarowaniu niektórymi składnikami Skarbu Państwa oraz o Agencji Mienia Wojskowego. Zakłada ona pozyskanie przez samorządy, poprzez akt darowizny, lotnisk trwale zbędnych dla wojska oraz wprowadzenie 30-letnich umów dzierżawy terenów współużytkowanych przez wojsko, co uruchomi pomoc unijną na projekty lotniskowe. W ten sposób można znacznie obniżyć koszty rozbudowy istniejących lotnisk cywilnych (np. w Balicach) lub utworzyć nowe. Skorzysta na tym port cywilny w Modlinie oraz Zegrzu Pomorskim, w kolejce są jeszcze Sochaczew i Szczytno.

Być może spełnią się aspiracje innych samorządów. W Regionalnych Programach Operacyjnych przewiduje się przecież środki na pomoc w budowie infrastruktury lotniskowej. Liczą na nie Lublin, Białystok i Kielce. Równolegle do procesów legislacyjnych kończony jest proces przekształceń w Przedsiębiorstwie Państwowym "Porty Lotnicze".

Utrzymywanie tego reliktu gospodarki centralnej w niezmienionej strukturze jest pozbawione sensu - ocenia Adrian Furgalski, dyrektor Zespołu Doradców Gospodarczych "TOR".

Samorządy wojewódzkie oraz miasta powinny otrzymać udziały tej firmy w akcjonariacie portów na podstawie ustawy.

PPPL jest właścicielem PL Okęcie, większościowym udziałowcem PL Szczecin, a mniejszościowym w ośmiu innych. Na przełomie maja i czerwca przekazało infrastrukturę portu w Rzeszowie nowej spółce samorządowej, za co uzyskało 49,8 proc. udziałów. Resort infrastruktury przygotowuje Ustawę o komercjalizacji PPPL, a jej przyjęcie istotnie zmieni warunki funkcjonowania i nowej spółki PPPL, i portów regionalnych.
Inwestycje związane z transportem lotniczym realizowane są nie tylko w związku z organizacją piłkarskich mistrzostw Europy, ale przede wszystkim po to, by służyły Polakom długo po 2012 roku - podkreślił wiceminister.

Rozwój oraz bardziej bezpieczne i wydajne wykorzystanie infrastruktury lotniskowej ma zapewnić nowelizacja ustawy Prawo lotnicze - tak przynajmniej twierdzi Mikołaj Karpiński, rzecznik prasowy MI. Chodzi m.in. o nowy podział lotnisk (na lotniska użytku publicznego i użytku wyłącznego) i rozszerzenie zakresu podmiotów mogących się ubiegać o zezwolenia na założenie lotniska użytku publicznego (w tym i z kraju trzeciego).

Bodźcem do powstania nowych portów lotniczych ma być nowelizacja Ustawy o gospodarowaniu niektórymi składnikami Skarbu Państwa oraz o Agencji Mienia Wojskowego. Zakłada ona pozyskanie przez samorządy, poprzez akt darowizny, lotnisk trwale zbędnych dla wojska oraz wprowadzenie 30-letnich umów dzierżawy terenów współużytkowanych przez wojsko, co uruchomi pomoc unijną na projekty lotniskowe. W ten sposób można znacznie obniżyć koszty rozbudowy istniejących lotnisk cywilnych (np. w Balicach) lub utworzyć nowe. Skorzysta na tym port cywilny w Modlinie oraz Zegrzu Pomorskim, w kolejce są jeszcze Sochaczew i Szczytno.

Być może spełnią się aspiracje innych samorządów. W Regionalnych Programach Operacyjnych przewiduje się przecież środki na pomoc w budowie infrastruktury lotniskowej. Liczą na nie Lublin, Białystok i Kielce. Równolegle do procesów legislacyjnych kończony jest proces przekształceń w Przedsiębiorstwie Państwowym "Porty Lotnicze".

Utrzymywanie tego reliktu gospodarki centralnej w niezmienionej strukturze jest pozbawione sensu - ocenia Adrian Furgalski, dyrektor Zespołu Doradców Gospodarczych "TOR".

Samorządy wojewódzkie oraz miasta powinny otrzymać udziały tej firmy w akcjonariacie portów na podstawie ustawy.

PPPL jest właścicielem PL Okęcie, większościowym udziałowcem PL Szczecin, a mniejszościowym w ośmiu innych. Na przełomie maja i czerwca przekazało infrastrukturę portu w Rzeszowie nowej spółce samorządowej, za co uzyskało 49,8 proc. udziałów. Resort infrastruktury przygotowuje Ustawę o komercjalizacji PPPL, a jej przyjęcie istotnie zmieni warunki funkcjonowania i nowej spółki PPPL, i portów regionalnych.



Mniejsze jest szybsze

Porty regionalne rozwijają się m.in.dlatego, że oferują przewoźnikom bardziej konkurencyjne warunki i są elastyczniejsze niż Okęcie, które w dodatku dostało zadyszki (za mała przepustowość), zanim uporało się z rozbudową terminali i płyt postojowych. Dlatego ich domeną jest obsługa armatorów niskokosztowych i czarterowych. Na przykład wśród przewoźników regularnych w Katowicach dominuje... węgierska linia Wizz Air. Spośród blisko 2,5 mln pasażerów tego lotniska, w ubiegłym roku na Wizz Air przypadło 1,4 mln.

Przewoźnik ten lata stąd w ponad 20 kierunkach, w Pyrzowicach stacjonuje jego pięć samolotów. W znikomym też stopniu porty regionalne rozwijają obsługę cargo, dlatego Warszawa nadal ma tu dominującą pozycję.

Ale z powodu kryzysu w lotnictwie następują też zmiany u armatorów. Regularne linie lotnicze tną koszty i mają oferty zbliżone już do low cost, natomiast ci drudzy podwyższają w różny sposób ceny przelotów.

Dlatego szufladkowanie lotnisk jako przeznaczonych tylko dla przewoźników niskokosztowych będzie wkrótce zanikało - ocenia Adrian Furgalski.

Oznacza to, że walka o pasażera będzie dotyczyła każdego portu.

Paweł Zejer zwraca uwagę, że w perspektywie długoterminowej, czyli co najmniej jednego pokolenia, znaczący wpływ na kształt rynku lotniczego w Polsce wywrą dwie okoliczności: budowa kolei dużej prędkości (ok. 2018 r.) oraz ewentualna budowa Centralnego Portu Lotniczego (CPL).

Szczególnie ta druga inwestycja może zmienić perspektywę i zmniejszyć znaczenie portów leżących w odległości około 300-350 km od niego, także Okęcia - uważa Zejer.

Wówczas będą one musiały stać się portami specjalistycznymi, np. dla ruchu samolotów prywatnych czy też cargo, bądź też zmniejszyć ofertę.

Adrian Furgalski wyraża wątpliwości co do sensu utworzenia CPL. Nie ma potrzeby koncentrowania w nim ruchu, skoro dobrze już funkcjonuje sieć zdecentralizowana. Konieczne byłoby wyjaśnienie szansy i znaczenia ruchu tranzytowego, bo bez niego projekt CPL jest chybiony. Do wyjaśnienia jest też, kto zdecyduje się zainwestować 20 mld zł w budowę CPL. Tradycyjna metoda finansowania przez państwo raczej nie będzie miała zastosowania.

Ponadto plany jego budowy powinny być oparte na siatce połączeń kluczowych przewoźników. Jaka linia stworzyłaby ją? Przecież nie LOT, którego losy się decydują - podkreśla Furgalski.

Pozostaje jeszcze odpowiedź na pytanie, w jakim stopniu zwiększy się ruch pasażerski i cargo w Polsce. Zaktualizowane w tym roku (uwzględniające kryzys przewozów) prognozy Urzędu Lotnictwa Cywilnego zakładają utrzymanie się nadal wysokiej dynamiki, o 30-50 proc. co pięć lat i potrojenie ruchu pasażerskiego w 2030 roku (do 65 mln). Wtedy też osiągniemy wskaźnik mobilności (liczba pasażerów do liczby ludności) zbliżony do tego, jaki obecnie ma większość krajów zachodniej Europy. Prognoz tych raczej nikt nie kwestionuje. Natomiast eksperci sceptycznie wypowiadają się o losach cargo.

Z powodu uwarunkowań gospodarczych, żadne z naszych lotnisk nie ma potencjału, aby stać się hubem dla cargo lotniczego - uważa Tomasz Buraś, prezes zarządu DHL Express (Poland).

Nadal więc liczącymi się hubami pozostaną porty lotnicze położone w krajach o dużo większej i bardziej dynamicznej niż nasza międzynarodowej wymianie towarowej.






[http://finanse.wp.pl]
Reblog this post [with Zemanta]