Image via Wikipedia
Ryanair przeznaczy pół miliona euro, by przekonać Irlandczyków do poparcia traktatu lizbońskiego w jesiennym referendum. To pierwszy europejski koncern, który zdecydował się prowadzić prounijną kampanię.
- Tylko półgłówki są przeciwko traktatowi lizbońskiemu - mówił w środę na konferencji prasowej Michael O'Leary, prezes Ryanaira, największych tanich linii lotniczych na świecie. Koncern w najbliższych dniach wyda 200 tys. euro na przekonywanie Irlandczyków do głosowania na "tak" podczas referendum 2 października. - Jeśli Irlandia odrzuci traktat, zaprzepaści swoją przyszłość - ostrzega prezes Ryanaira.Europa czeka na referendum w napięciu. Od tego, czy Irlandczycy zagłosują "tak" zależy, czy wzmacniający Unię Europejską traktat lizboński wejdzie w życie. Dokument muszą ratyfikować wszystkie kraje członkowskie. Nie zrobiły tego jeszcze Niemcy (prezydent czeka na ekspresowe uchwalenie specjalnych ustaw kompetencyjnych) oraz Polska i Czechy, gdzie prezydenci czekają z podpisem właśnie na werdykt Irlandczyków.
Rok temu w czerwcu w pierwszym referendum za odrzuceniem traktatu głosowało prawie 54 proc. wyborców. Za tą porażką stał irlandzki milioner Declan Ganley i stworzony przez niego ruch Libertas, które prowadziły ostrą kampanię przeciwko traktatowi. Pod naciskiem członków UE Dublin zdecydował się przedłożyć traktat pod głosowanie po raz drugi. Według sondaży z początku lata powinno się udać - na "tak" chce głosować 54 proc. Irlandczyków.
Ale choć kampanię za traktatem prowadzi sam Pat Cox, popularny w Irlandii polityk, b. prezenter TV i były szef Parlamentu Europejskiego, komentatorzy wypominają, że tak jak rok temu kampania jest ospała. Co gorsza, nie jest też do końca pewne, czy poparcie dla traktatu się utrzyma. - Nie ufam naszym politykom. Są niekompetentni, bez pomocy tego referendum nie wygrają. A wówczas Irlandia zaprzepaści swoją przyszłość - mówi O'Leary.
Ryanair nie zamierza poprzestać tylko na ogłoszeniach. By nadać kampanii koloru, linie przeznaczą 300 tys. euro na specjalne obniżki cen biletów. W ten sposób Ryanair chce udowodnić, że także zwykli ludzie mogą skorzystać z dobrodziejstw UE. W końcu to dzięki uporowi Komisji Europejskiej i europarlamentu przełamano monopol tradycyjnych linii lotniczych i doprowadzono do obniżenia cen biletów.
Ta akcja to precedens w skali kontynentu. - Do tej pory europejskie firmy wspierały polityków, dorzucając się po cichu do ich kampanii wyborczej. Żaden wielki koncern nie stawał po stronie Europy z otwartą przyłbicą. Dobrze, że Ryanair przypomina Irlandczykom, że korzystali i będą korzystać z członkostwa w UE. Na wyspie szaleje kryzys i ludzie zaczęli o tym zapominać - mówi Cornelius Ochmann, ekspert niemieckiej Fundacji Bertelsmanna.
To właśnie na kryzysie usiłuje grać koalicja 15 ugrupowań przeciwnych przyjęciu traktatu. Ich zdaniem tylko pogłębi on gospodarczą zapaść na wyspie. - Rok temu pieniędzmi sypał Declan Ganley. Dobrze, że teraz po stronie zwolenników stanął ktoś taki jak O'Leary - mówi Ochmann.
Prezes Ryanair od lat słynie z niekonwencjonalnych pomysłów, chciał m.in. wprowadzić w samolotach płatne toalety czy montować na pokładach krzesła barowe, by upchnąć w maszynach więcej pasażerów. Sam uchodził za sceptycznego wobec Europy prawicowca, ale do polityki się nie mieszał, nie licząc reklam, na których umieszczał zdjęcia polityków, notabene bez ich zgody - np. francuskiego prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego i Carli Bruni.
- Mnie interesuje gospodarka. Gdyby nie Europa i euro, Irlandia byłaby zdana na niekompetentnych polityków, chciwy sektor publiczny i związkowców, którzy zniszczyli irlandzką konkurencyjność. Podczas pierwszego referendum nie braliśmy udziału w kampanii, teraz nie możemy sobie pozwolić na bierność - wyjaśnia O'Leary.
Oprócz Ryanaira kampanię na rzecz przyjęcia traktatu lizbońskiego chce prowadzić amerykański koncern Intel, największy światowy producent procesorów, który w irlandzkich fabrykach zatrudnia 4,5 tys. ludzi. Ma na ten cel wydać kilkaset tysięcy euro.
wyborcza
0 komentarze:
Prześlij komentarz